Archiwa kategorii: Bez kategorii

Nowy Jedwabny Szlak – Implikacje dla Polski


|

Chiny ogłosiły realizację projektu Nowego Jedwabnego Szlaku (dalej NJS) we wrześniu 2013 podczas wizyty Xi Jinpinga w Kazachstanie. Projekt ten zakłada rozwój szlaków kolejowych oraz morskich z Chin do Europy Zachodniej przez Polskę. Ze względu na powyższy fakt, w Polsce powstały ogromne nadzieje związane z ewentualnym korzyściami wynikającymi z budowy baz logistycznych mających stanowić część jednego pasa, jednego szlaku (popularne określenie Nowego Jedwabnego Szlaku). O ile interes Chińskiej Republiki Ludowej wydaje się przejrzysty, gdyż przez NJS Chiny korzystają gospodarczo oraz geopolitycznie, o tyle wśród polskich elit rządzących brak jest wizji na realizowanie interesu Rzeczpospolitej Polskiej. W 2014 roku w celu realizacji projektu, powołano fundusz Jedwabnego Szlaku o kapitale 40 mld dolarów.

NJS to zwiększenie wpływów ChRL, nie tylko w Europie oraz Azji, ale również w światowej geopolityce. Założenie realizacji szlaku morskiego wiąże się z oczywistym zwiększeniem obecności chińskiej floty na morzach oraz kontrolą handlu. Z perspektywy gospodarczej realizacja NJS wiąże się z ułatwieniami w handlu (zarówno eksportu, jak i importu). Dodatkowo, Chiny po raz pierwszy w obecnej erze geopolitycznej wychodzą z wizją pewnego ładu, oferując swoje własne warunki współpracy. W zamierzeniu jest to instrument kształtowania polityki wobec azjatyckich sąsiadów oraz krajów tranzytowych. Poprzez ideę NJS, Chiny zyskują legitymizację zwiększenia swoich wpływów w tych krajach, które jednocześnie zmniejszają wpływ głównego konkurenta w regionie tj. Stanów Zjednoczonych. Widać również podejście indywidualistyczne, Chiny wolą polegać na uzgodnieniach Kraj-Kraj, aniżeli na stosunkach multilateralnych, stąd też oferty związane z budową NJS negocjowane są z rządami poszczególnych krajów będących na trasie nowego szlaku. Podejście takie po stronie chińskiej jest uzasadnione, łatwiej bowiem negocjować jest z jednym krajem, który ma przejrzysty interes do zrealizowania, aniżeli z blokiem państw o sprzecznych interesach. Z drugiej strony wydaje się, że odbywa się to bez jasnego sprzeciwu Unii Europejskiej.

NJS stał się czołowym projektem Xi Jinpinga, który tworzy narrację polityczną zarówno w kraju, jak i poza jego granicami, opierając się o wielki plan. To szczególnie podoba się chińskim elitom, które patrzą z utęsknieniem za czasami hegemonii Chin, a postrzegają ten plan, jako kolejny krok do zwiększania obecności wpływów Państwa Środka na świecie.Warto podkreślić, że NJS jest koncepcją elastyczną, która czasem wydaje się kształtowana ad hoc, kolejne odnogi tras przypisywane są jako część większego projektu. Tak stało się chociażby w Polsce, gdzie połączenia kolejowe zostały zrealizowane przed ogłoszeniem NJS, bez wpisania w odgórną koncepcję lub większy plan. Wkrótce jednak zrealizowane inwestycje zyskały polityczny wydźwięk w postaci stania się częścią NJS.

Po stronie polskiej wydaje się, że ograniczyliśmy się do satysfakcji, że jesteśmy na mapie NJS, bez przejrzystej wizji, jakie są dla nas implikacje i jak wykorzystać szansę z tym związaną. Oczywiście trudno wymagać, aby Polska miała znaczący wpływ na ten projekt, jednak bez określenia celów i interesów realizowanych przez jeden pas, jeden szlak na własne życzenie spychamy się do roli biernego przedmiotu stosunków międzynarodowych. Widoczne to było zwłaszcza podczas III Forum Regionalnego Polska-Chiny (28-29.06.2015), którego głównym tematem były nowe szlaki. Ze strony polskich przedstawicieli wysokiego szczebla (Minister Spraw Zagranicznych, Minister Nauki i Szkolnictwa Wyższego) padały ogólnikowe deklaracje, mówiono o symbolicznym znaczeniu szlaku, o Polsce jako „Bramie do Europy”, czy o „pełnej palecie możliwości”. Ze strony polskich przedstawicieli politycznych nie padł żaden konkret, w przeciwieństwie do strony chińskiej, która oprócz dyplomatycznych haseł mówiła o konkretnych bazach produkcyjnych, dziedzinach współpracy i o korzyściach. Zaskakujące wydaje się, że to właśnie ze strony chińskiej było więcej pomysłów wykorzystania NJS dla korzyści Polski. Wydaje się, że nasze elity rządzące są w pełni usatysfakcjonowane z korzyści, którą sprowadzają do faktu, że w Polsce powstaną bazy logistyczne, co oznacza zwiększenie zatrudnienia w logistyce.

Istotne jest, aby rola Polski nie ograniczała się do bycia bramą, w tym znaczeniu, że towary tylko będą przesyłane przez Polskę. Aby tak się nie stało potrzebna jest jasna i spójna polityka rozwojowa, oparta na świadomości przewagi konkurencyjnej polskich przedsiębiorców w określonych dziedzinach. Z jednej strony powinna opierać się ona o istniejące przemysły, które oddolnie są predestynowane i obecnie dominują w handlu z Azją (np. przemysł spożywczy), z drugiej strony o rozwój nowych gałęzi przemysłu, w których ta przewaga może dopiero powstać. Należy pamiętać o tym, że interes Polski w stosunkach z Chinami to interes gospodarczy. Mimowolnie pozostajemy we wpływie toczącej się gry wpływów konkurujących ze sobą supermocarstw – Stanów oraz Chin. Jednak zachowanie neutralności oraz realizacja interesu gospodarczego, przy zachowaniu bezpieczeństwa narodowego kraju, jest naszym priorytetem, nie zaś zajmowanie i angażowanie się w ten konflikt. Tej świadomości brakuje naszym elitom, jest to również przyczyna, z powodu której do dnia dzisiejszego brak jest strategii w stosunkach polsko-chińskich, a która mogłaby stać się pierwszym krokiem do realizowania aktywnej, bardziej podmiotowej polityki zagranicznej.

Pozycja w stosunkach geopolitycznych w obecnej sytuacji międzynarodowej nie opiera się o politykę wartości, lecz o siłę gospodarczą, dlatego właśnie tak ważne jest, aby budować stosunki handlowe w odpowiedni sposób, które w długim okresie przełożą się na rozwój gospodarczy Polski. Priorytetem winna być reindustralizacja i budowa polskiego kapitału. Są to dwie główne przesłanki, które powodują dzisiaj, że zmuszeni jesteśmy do akceptacji naszej bierności i przedmiotowości. Nasz eksport do Chin ogranicza się głównie do produktów rolnych (wysoko pracochłonnych), zaś do Niemiec do części składowych. Staliśmy się niejako fabryką podwykonawcą w globalnym handlu. Oczywiście, przykład Chin pokazuje, że nie jest to sytuacja bez wyjścia, a przemyślana polityka zagraniczna pozwala na dalszy rozwój.

W sytuacji obecnej nasza przewaga opiera się o względnie tanią i wykształconą siłę roboczą, położenie geopolityczne (między Europą Zachodnią, a Azją, które jest korzystne z perspektywy stosunków handlowych) oraz rozwijającą się infrastrukturę. Priorytetami w polityce gospodarczej zatem powinny być:

1)      Wykorzystanie istniejących przewag

2)      Reinwestycja powstających w ten sposób nadwyżek

3)      Reindustralizacja

W celu wykorzystania istniejących korzyści potrzebna jest przede wszystkim znajomość rynku chińskiego oraz możliwości z niego płynących. W Polsce otwiera się coraz więcej wydziałów sinologicznych, lecz niestety program kształcenia naszych sinologów w dużym stopniu opiera się o niegospodarcze aspekty kształcenia. W ten sposób nasi sinologowie miast doradzać przedsiębiorcom w jaki sposób dokonać ekspansji w Państwie Środka, skupiają się nad wymianą kulturową (nie umniejszając oczywiście wartości tego typu wymian), nie mają pojęcia o mechanizmach funkcjonowania chińskiego rynku, systemu prawnego. Trafnie ujęła to jedna ze studentek warszawskiej sinologii twierdząc, że wykładowcy obrazili się na współczesne Chiny. Nie rozwodząc się nazbyt nad tematem edukacji, należy stwierdzić, iż sytuacja wymaga zmiany na kształt niemiecki, gdzie połowa zajęć na sinologii dotyczy zagadnień gospodarczych oraz prawnych, a studenci odbywają praktyki w niemieckich przedsiębiorstwach w Chinach.

Konieczne jest również zwiększenie aktywności agencji rządowych i wyjście poza politykę wycieczkową (organizowanie wyjazdów gospodarczych do Chin). Po pierwsze, znaczna część przedsiębiorców nie posiada wiedzy o tym, że istnieje możliwość eksportowania do Chin, nie znają oni również procedur i regulacji prawnych (wydają się one nie do przejścia), ani świadomości ryzyka. Zatem konieczne jest zwiększenie efektywności realizowanej polityki informacyjnej. Z drugiej strony główną przeszkodą inwestycyjną jest brak kapitału. Inwestycje w Chinach, w szczególności green-field są kapitałochłonne. Regulacje prawne nakładają obowiązki kapitałowe, brak jest polskich ekspertów, korzystać trzeba więc z ekspertów lokalnych, dodatkowo brak wiedzy przyczynia się do popełniania błędów, a tym samym zwiększa koszty. Wsparcie finansowe inwestycji w Chinach w postaci kredytów nisko-oprocentowanych oraz wsparcie merytoryczne (know-how) powinno stać się priorytetem dla agencji rządowych.

Kolejnym krokiem powinno być wsparcie przedsiębiorców już działających na rynku chińskim. Wymaga to znacznie mniejszych nakładów finansowych. Wraz z powstaniem centrów logistycznych w ramach NJS, mogą powstać Specjalne Strefy Ekonomiczne (SSE) dla eksporterów. SSE nastawione na eksport mogłyby oferować zwolnienia od niektórych obciążeń podatkowych oraz pozapodatkowych (koszty pracy), dotacje i kredyty inwestycyjne. Odgrywałoby to istotne rolę w połączeniach wracających do Chin, w chwili obecnej szacuje się, że pociągi z Chin przewożą dziewięciokrotnie więcej, aniżeli te w drugą stronę. Mogłyby one również przyciągać inwestycje zagraniczne w Polsce, w końcu jeśli producentowi z Europy Zachodniej taniej będzie produkować w Polsce towar przeznaczony do eksportu do Chin, to będzie miał on jasny sygnał, aby przenieść tutaj produkcję. Na trasie NJS znajdują się regiony o dużym bezrobociu, a jednocześnie z wykwalifikowaną kadrą, takie jak Lublin, Opole.

Poza ramami wykorzystania istniejących przewag konkurencyjnych powinniśmy skupić się na kształtowaniu nowych. Współpraca w tym zakresie nie może być oczywiście jednostronna. Możemy wykorzystać rosnący potencjał technologiczny Chin, chociażby w takich dziedzinach jak energetyka oraz infrastruktura. Jednocześnie powinniśmy rozwijać przemysły o dużym potencjale, takie jak przemysł górniczy (maszyny górnicze – Kopex, Famur), czy transportowy (znacznie trudniejszy jeśli chodzi o konkurencję z rynkiem chińskim). W naszym interesie jest powstawanie inwestycji chińskich typu green-field w Polsce, w znacznie większym stopniu, aniżeli przejęcia istniejących przedsiębiorstw. Kluczowe jest określenie dziedzin strategicznych (tak jak robią to Chiny) oraz o mniejszym znaczeniu. Chiny określają w jakich dziedzinach inwestorzy są zachęcani do inwestycji, w jakich panują normalne warunki, w jakich jest ograniczony dostęp, a w jakich jest zakaz podejmowania inwestycji przez przedsiębiorców zagranicznych. Oczywiście realizacja tego postulatu w Polsce jest niewykonalna w stosunku do przedsiębiorstw państw Unii Europejskiej. Natomiast nawet miękkimi środkami można kształtować kierunek przyjmowania inwestycji. Nie powinniśmy z tego rezygnować.

Konieczna jest również identyfikacja rynków o dużym potencjalne i ich rozwój. W Polsce pojawiają się lokalne „perełki”, które rozwijają się w ponadprzeciętnym tempie, chociażby w dziedzinie nowych technologii. To właśnie te przedsiębiorstwa powinny stanowić motor napędowy przyszłego wzrostu gospodarki Polski, również w oparciu o eksport. W stosunku do Chin, ułatwieniem dla identyfikacji tych rynków są plany gospodarcze. Ostatnie plany koncentrują się na budowaniu klasy średniej w Państwie Środka. Oczywiście sprzyja to dotychczasowemu eksportowi produktów rolnych (wraz ze wzrostem zamożności większą uwagę przywiązuje się do jakości jedzenia, która często w Chinach jest jeszcze niska), ale również otwiera nowe możliwości. Wszystkie produkty wyższej półki oraz luksusowe będą zyskiwały popularność na rynku chińskim.

W chińskiej świadomości o Polsce, nasze produkty są dobrej jakości, a kraj kojarzony jest z Chopinem oraz biżuterią wykonaną z bursztynu. To stanowi dobry początek do dalszego budowania marki jakościowych produktów w Chinach. Polska ma również kilka małych sukcesów wizerunkowych na koncie (udane EXPO w Szanghaju), powinna kontynuować tę drogę (ma również wpadki – brak obecności Premier Kopacz na szczycie 16+1). Chińczycy szanują i lubią bogate kraje, lecz kupują całą historię (tak jak w przykładzie niemieckim, solidna gospodarka, bogaci ludzie, kraj dobrobytu, stabilność). W tym celu nie wystarczy tylko podjęcie oddolnych kroków (na razie jednak pozostają one najskuteczniejsze, głównie dzięki brakowi spójnej wizji polityki gospodarczej w Chinach naszych władz), potrzebna jest skonsolidowana strategia oparta o budowanie symboli, marek związanych z Polską. W przypadku realizacji takiej strategii powstaną również korzyści uboczne, jak te związane ze zwiększoną turystyką. Konsolidacja powinna opierać się o ujednolicony przekaz realizowany na szczeblu państwowym, regionalnym oraz indywidualnym (współpraca krajów, prowincji – województw, miast, przedsiębiorców).

Podsumowując, działania rządu powinny się koncentrować się na długoterminowej strategii opartej o zdefiniowane przemysły, a realizowaną wieloszczeblowo poczynając od instytucji samorządowych po agencje oraz inne instytucje publiczne w porozumieniu z podmiotami prywatnymi. Jasne określenie celów oraz instrumentów odgrywa kluczową rolę w realizowaniu interesu gospodarczego w stosunkach polsko-chińskich. Tylko w takim wypadku Polska może stać się czymś więcej aniżeli Bramą do Europy w chińskim projekcie Nowego Jedwabnego Szlaku.

 

Chińska giełda odbija się po spadkach


|

Po czwartkowych działaniach regulatora chińskiego rynku kapitałowego China Securities Regulatory Commission (CSRC) główne indeksy giełdowe znów rosną. Szanghajski indeks SSE Compsite (SSEC) na czwartkowym zamknięciu wzrósł o 5,8% i kontynował wzrost o 4,54% w piątek.  Utrzymanie się trendu wzrostowego będzie zależeć od dalszych działań CSRC, które podjęło stanowcze kroki by powstrzymać bessę.

Trend spadkowy rozpoczął się w drugiej połowie czerwca, po największym spadku 26 czerwca wynoszącym 7,4%, chiński bank centralny People’s Bank of China podjął interwencję. Obniżka stóp procentowych oraz złagodzenie wymogów rezerw kapitałowych banków nie przyniosły jednak należytego efektu i skutkowały tylko krótkoterminowymi odbiciami. Chińscy inwestorzy zignorowali nawet sygnał o utworzeniu Azjatyckiego Banku Inwestycji Infrakstruralnych. Od połowy czerwca notowanie indeksu SSEC spadły o prawie 30%.

W obliczu krachu giełdy, chiński regulator CSRC oraz China Securities Finance Corporation Limited (CSF) silnie interweniowały na rynku. CSRC ograniczyło możliwość sprzedaży krótkoterminowej akcji (dla inwestorów posiadających powyżej 5% akcji danej spółki) oraz handlowania instrumentami pochodnymi. Ograniczenia dla inwestorów wprowadzone zostały na okres 6 miesięcy. CSF natomiast uruchomił środki w celu skupowania akcji dołujących, nieznana pozostaje kwota, która została przeznaczona na ten cel. Zgodnie z chińską agencją prasową Xinhua, People’s Bank of China oświadczył, że będzie kontynułował wsparcie płynności CSF. W piątek państwowe fundusze inwestycyjne złożyły deklarację, że nie będą sprzedawać akcji w trakcie trendów spadkowych. Do tych deklaracji dołączyli również najwięksi inwestorzy prywatni. Analitycy chińscy przewidują, że stabilizacja rynku potrwa około dwóch miesięcy.

Główne media dementują, aby winę za sytuacje na chińskiej giełdzie ponosili inwestorzy zagraniczni, gdyż ich udział w rynku kapitałowych pozostaje wciąż znikomy. Przyczyną spadków rząd chiński obarcza inwestorów prywatnych dokonujących spekulacyjnych sprzedaży krótkoterminowych. Na chińskim rynku kapitałowym występuję więcej ograniczeń działalności inwestorów, w szczególności dotyczących sprzedaży oraz działalności inwestorów zagranicznych. W związku z powyższym chińska policja postanowiła wszcząć postępowania dotyczące sprzedaży krótkoterminowej wbrew prawu.

Chiny wciąż pozostają specyficznym rynkiem finansowym, gdzie nawet długoterminowe spadki na giełdzie nie oznaczą jego krachu. Suma aktywów na giełdzie wynosi tylko ponad 30% wartości PKB, w porównaniu ze 100% w państwach zachodnich. Udział akcji giełdowych w portfelach banków to niespełna 2%. Jakkolwiek niepokój na giełdzie nie jest mile widziany w żadnym kraju, o tyle wydaje się, że nie zagraża on stabilności całego sektora finansowego. Tak zdecydowana interwencja w oczach analityków międzynarodowych jednak jest sygnałem, że chiński rząd czuję obawę przed nadchodzącym kryzysem gospodarczym. Warto zwrócić uwagę, że prognozy dotyczące nastąpienia kryzysu gospodarczego w Chinach niesprawdziły się od trzydziestu lat.

Prawo a technologia. Czy można podpisać umowę na tablecie zachowując przy tym wymóg formy pisemnej pod rygorem nieważności?


|

Realia obrotu gospodarczego niejednokrotnie wymuszały na ustawodawcy podążanie za rozwojem techniki, jednak w większości przypadków zmiany te nie kształtowały nowej rzeczywistości lecz miały jedynie charakter deklaratoryjny. Powszechność przenośnych komputerów z dotykowym ekranem zwanych tabletami otwiera nowe możliwości w relacjach między kontrahentami, zwłaszcza w dobie rosnącego udziału e-zakupów w handlu. Rozpowszechnienie stosowania tytułowego rozwiązania w biznesie jest kwestią czasu. Duża część umów przewiduje, aby wszelkie zmiany postanowień umownych były zawierane w formie pisemnej pod rygorem nieważności, założenie, że podpis odręczny na tablecie zachowuje wyżej wskazane wymogi powoduje tworzenia przyjaźniejszego środowiska dla obrotu gospodarczego.

Na samym początku należy wskazać, iż Kodeks Cywilny poprzez art. 60 stanowi, iż z zastrzeżeniem ustawowych wyjątków, wola osoby dokonującej czynności prawnej może być wyrażona przez każde zachowanie tej osoby, które ujawnia jej wolę w sposób dostateczny, w tym również przez ujawnienie tej woli w postaci elektronicznej. Z powyższego wynika, że jeśli ustawa nie stanowi inaczej oświadczenie woli można wyrazić dowolnym znakiem. Oświadczenie woli musi spełniać jednak przesłanki zawarte w wyżej wskazanym przepisie. Jedną z nich jest zgodność formy z zastrzeżeniami zawartymi w ustawie, kolejną zaś wymóg dostateczności przy ujawnieniu woli.

Spełnienie pierwszej z wyżej wymienionych przesłanek nie rodzi kontrowersji interpretacyjnych.

Ustawodawca używając klazuli generalnej dostateczny w art. 60 Kodeksu Cywilnego zmusił nas do skorzystania z dorobku doktryny i judykatury w celu dookreślenia jej znaczenia.

Zgodnie z doktryną każdy spowodowany przez kogoś dostrzegalny układ rzeczy lub zjawisko, jeżeli w świetle przyjętych reguł znaczeniowych przejawia decyzję wywołania określonych konsekwencji cywilnoprawnych, jest jednakowo traktowaną czynnością prawną. Ponadto Sąd Najwyższy w wyroku z dnia 16 stycznia 1970 r. o sygn. akt III PRN 96/69 interpretując wyżej wskazany przepis Kodeksu Cywilnego stwierdził, iż także takie zewnętrzne przejawy wyrażenia woli jak: gesty ręką, potakiwanie głową i inne przyjęte powszechnie znaki porozumiewania się również są kwalifikowane jako zachowania wyrażające złożenie oświadczenia woli. Oświadczenia woli wyrażone w wyżej wskazany, pozajęzykowy sposób wymagają ponadto uwzględnienia ich kontekstu. W przypadku oświadczeń woli przybierających postać językową dokonuje się ich interpretacji w oparciu o ogólne reguły języka.

Konkludując, należy uznać, iż w obecnym stanie prawnym jest możliwe zawarcie umowy poprzez złożenie odręcznego podpisu na tablecie. Należy zastrzec jednak, iż nie każda umowa zawarta w ten sposób będzie wywierać skutki prawne, np. umowa sprzedaży nieruchomości musi być zawarta w formie aktu notarialnego. Kodeks Cywilny przewiduje różne formy szczególne dla dokonania czynności prawnych, niedochowanie przewidzianej formy czynności prawnej powoduje różne konsekwencje prawne. Forma czynności prawnej może być zastrzeżona: pod rygorem nieważności, dla wywołania określonych skutków prawnych lub dla celów dowodowych.  Zgodnie z powyższym należy uznać za słuszny pogląd, iż umowa może być zawarta poprzez złożenie odręcznego podpisu na tablecie, ponieważ spełnia przesłanki art. 60 Kodeksu Cywilnego, zastrzegając jednak, że ustawa nie przewiduje innej formy dokonania danej czynności prawnej.

Odmienną kwestią jest odpowiedź na pytanie: czy możliwe jest zachowanie wymogu formy pisemnej pod rygorem nieważności poprzez złożenie odręcznego podpisu na tablecie?

Należy wskazać, iż zgodnie z art. 73 § 1 Kodeksu Cywilnego o nieważności czynności prawnej z powodu niedochowania formy pisemnej możemy mówić tylko wtedy, gdy ustawa przewiduje rygor nieważności dla danej czynności prawnej w przypadku niezachowania formy pisemnej. Takie skutki będą miały uchybienia formy na przykład w przypadku umowy leasingu (art. 709² KC) czy pełnomocnictwa ogólnego (art. 99 § 2 KC).

Przesłanki, które musi spełniać pisemna forma czynności prawnej zawarte są w art. 78 § 1 Kodeksu Cywilnego. Pierwszą z nich jest wymóg złożenia własnoręcznego podpisu, kolejną zaś wymóg by własnoręcznie podpisany dokument obejmował treść oświadczenia woli. Jeśli obie powyższe przesłanki zostaną spełnione możemy mówić o pisemnej formie czynności prawnej w rozumieniu przepisów Kodeksu Cywilnego.

Kluczowym zadaniem jest dookreślenie pojęć dokument obejmujący treść oświadczenia woli oraz własnoręczny podpis. Definicję prawną pojęcia dokument znajdziemy w art. 115 § 14 Kodeksu Karnego stanowi on, iż dokumentem jest każdy przedmiot lub inny zapisany nośnik informacji, z którym jest związane określone prawo, albo który ze względu na zawartą w nim treść stanowi dowód prawa, stosunku prawnego lub okoliczności mającej znaczenie prawne. Ustawodawca nie określił rodzaju materiałów jakich należy użyć do sporządzenia dokumentu. Doktryna wypracowała stanowisko, iż dokument powinien być sporządony z materiałów zdolnych do utrwalenia treści oświadczenia woli, która powinna być z kolei wyrażona w języku pisanym, a więc z użyciem stosownych znaków graficznych – liter. Ponadto materiał z jakiego sporządzony jest dokument powienien pozwalać na umieszczenie na nim własnoręcznego podpisu, wskazującego na osobiste cechy człowieka składającego podpis.

Termin własnoręczny podpis w rozumieniu przepisów Kodeksu Cywilnego również  był wielokrtonie przedmiotem rozważań doktryny i judykatury. Sąd Najwyższy w uchwale z dnia 30 grudnia 1993 r., o sygn. akt III CZP 146/93 stwierdził, iż własnoręczny podpis jest to językowy znak graficzny postawiony własnoręcznie przez osobę składającą oświadczenie woli, co pozwala na podstawie badań grafologicznych ustalić, od kogo on pochodzi. Powinien on wskazywać imię i nazwisko składającego oświadczenie woli, jednak jeśli można dokonać identyfikacji w inny sposób wystarczy podpisanie się samym nazwiskiem i to nawet w skróconej formie. Ponadto podpis powinien zostać umieszczony pod tekstem oświadczenia woli. Z kolei zagadnienie własnoręczności podpisu Sąd Najwyższy w wyroku o sygn. akt IV CSK 78/09 dookreślił jako nadanie cech indywidualnych i powtarzalnych podpisowi, który nawet nie będąc czytelnym powinien wskazywać na cechy charakterystyczne dla osoby, która go składa i tym samym wskazywać na tę osobę. Z kolei w wyroku o sygn. akt II CKN 153/97 Sąd Najwyższy stwierdził, iż konieczność własnoręczności podpisu wynika z tego, że przy podpisie chodzi o udokumentowanie nie tylko brzmienia nazwiska, ale także i charakteru pisma, by w ten sposób ułatwić orientację w rozpoznaniu osoby. Jest to zatem wymaganie niezbędne dla bezpieczeństwa obrotu.

W drugim zdaniu art. 78 § 1 Kodeksu Cywilnego stanowi, iż do zawarcia umowy wystarcza wymiana dokumentów obejmujacych treść oświadczenia woli, z których każdy jest podpisany przez jedną ze stron, lub dokumentów, z których każdy obejmuje treść oświadczenia woli jednej ze stron i jest przez nią podpisany. Należy stwierdzić, że przy umowie podpisanej przez złożenie odręcznego podpisu na tablecie także wymogi zawarte w tym artykule zostaną spełnione.

Dokonując subsumpcji w oparciu o wyżej przytoczone argumenty należy stwierdzić, iż możliwe jest zachowanie wymogu formy pisemnej pod rygorem nieważności poprzez złożenie odręcznego podpisu na tablecie. Odręczny podpis elektroniczny inaczej też zwany podpisem biometrycznym nie różni się cechami zewnętrznymi od tradycyjnego podpisu ręcznego oprócz tej jednej, że jest utrwalony na urządzeniu elektronicznym. Jednak nie jest on tylko dwuwymiarowym obrazem elektronicznym zwykłego podpisu. Dzięku zastosowanym rozwiązaniom zbiera on przy użyciu odpowiednich urządzeń dotykowych dane dynamiczne takie jak: poziom nacisku pióra, parametry charakteryzujące przyspieszenie dla poszczególnych części podpisu oraz czas składania podpisu. Zamiast papieru podpis jest dokonywany na urządzeniu dotykowym wyświetlającym aktualną treść oświadczenia woli jednak sama czynność jest tożsama z podpisem tradycyjnym piórem na papierze. W związku z powyższym należy stwierdzić, iż przesłanka własnoręczności podpisu przewidziana w art. 78 § 1 Kodeksu Cywilnego w przypadku odręcznego podpisu na tablecie zostaje spełniona, ponieważ nie da się odmówić takiemu podpisowi, ze względów na zapis tak wielu wymienionych wyżej danych, cech powoływanych w wcześniej powoływanych wyrokach Sądu Najwyższego, czyli indywidualnego charakteru oraz powtarzalności podpisu, za pomocą których można zidentyfikować osobę składająca dane oświadczenie woli. Ponadto taki podpis ze względu na zapisane dane nie jest tylko dwuwymiarowym obrazem. Co ma swoje głębokie konsekwncji w zakresie bezpieczeństwa obrotu, które jak wskazuje Sąd Najwyższy w wyroku o sygn. akt II CKN 153/97 jest cechą istotną przy definiowaniu własnoręczności podpisu. Niebezpieczeństwo skopiowania odręcznego podpisu na tablecie zostało wyeliminowane przez pobranie danych o poziomie nacisku pióra, przyspieszeniu charakterystycznych dla poszczególnych części podpisu oraz czasu składania podpisu. Z kolei w wyroku Sądu Najwyższego o sygn. akt IV CSK 228/07 zawarta jest teza, stanowiąca, iż nie jest spełniona forma pisemna w przypadku elektronicznej kopii podpisu. Jednak w przedmiotowym zagadnieniu nie możemy mówić o elektronicznej kopii podpisu, z wyżej wskazanych względów.

Ponadto w tym samym wyroku Sąd Najwyższy stwierdza, iż ustawodawca nie określił bliżej pojęcia dokumentu, o którym mowa w przytoczonym przepisie, dlatego przyjmuje się, że dokument może być sporządzony za pomocą takich materiałów, które mogą utrwalić treść złożonego oświadczenia woli, a więc zarówno ręcznie, jak i mechanicznie. Zgodnie z powyższym należy stwierdzić, że i ta przesłanka art. 78 § 1 Kodeksu Cywilnego jest spełniona w przypadku odręcznego podpisu na tablecie. Należy podnieść też treść § 2 wyżej wskazanego przepisu, który stanowi, że oświadczenie woli złożone w postacie elektronicznej opatrzone bezpiecznym podpisem elektronicznym, weryfikowanym za pomocą kwalifikowanego certyfikatu jest równoważne oświadczeniu woli złożonemu w formie pisemnej. Oczywiście odręczny odpis na tablecie nie jest elektroniczną formą podpisu opisaną powyżej jednak należy zauważyć pewne analogie. Ustawa z dnia 18 września 2001 r. o podpisie elektronicznym, która znowelizowała art. 60 Kodeksu Cywilnego dodając do jego brzmienia możliwość wyrażenia woli w postaci elektronicznej, czyli za pomocą wiadomości e-mail czy też poprzez oświadczenia woli zapisane na przenośnych pamięciach USB. Zmiana przepisu nie była podyktowana faktem niemożności składania wcześniej oświadczeń woli w tej postaci, gdyż jak zgodnie wskazuje się w doktrynie, taka postać oświadczenia woli zawierała się w szerokim brzmieniu przepisu obowiązującego przed nowelizacją. Ratio legis wprowadzenia powyższej nowelizacji polegało na podkreśleniu skuteczności i dopuszczalności elektronicznego sposobu składania oświadczeń prawnych.

Podpis biometryczny z wyżej opisanych względów w znaczący sposób przyczynia się do przyspieszenia i uproszczenia obrotu gospodarczego, a praktyka w związku z rozwojem technologii z pewnością wykaże jego użyteczność w stosunkach między kontrahentami. Powyższe argumenty wskazują, iż w obecnym stanie prawnym judykatura i doktryna dopiero stoi przed zadaniem szerszego opisania powyższego problemu, ale może w niedalekiej przyszłości opinie te zaowocują nowelizacją Kodeksu Cywilnego, tak jak w wyżej podanym przykładzie.

 

Paragrafy na afiszach


|

Choć żyjemy w wieku informacji, stan wiedzy prawnej przeciętnego obywatela wciąż opiera się bardziej na intuicji i przypuszczeniach, a na nie znajomości konkretnych, choćby podstawowych norm. Bardzo pozytywnym zaskoczeniem jest więc kampania informacyjna przygotowana przez UOKIK dotycząca zmian w prawie konsumenckim.

Podstawowym zadaniem prawodawcy, jak już sama nazwa wskazuje, jest tworzenie prawa. Proces legislacyjny, często długi i złożony, kończy się nieodzownie promulgacją, czyli ogłoszeniem prawa, podaniem informacji o zmianach do publicznej wiadomości. Ogłoszenie aktu prawnego jest niezbędnym warunkiem jego wejścia w życie. Prawo, o którym jego adresat nie może wiedzieć, nie ma przecież sensu i racji bytu. Z prawnego punktu widzenia, aby uznać akt prawny za należycie ogłoszony, wystarczy jego publikacja w jednym z organów promulgacyjnych, którymi są m.in. dwa podstawowe dzienniki urzędowe – Dziennik Ustaw i Dziennik Urzędowy RP Monitor Polski.  Ta tradycyjna zasada wywodzi się z czasów, gdy słowo drukowane było jedynym skutecznym na większą skalę medium. Dziś, gdy era Gutenberga powoli ma się ku końcowi, taki sposób promulgacji to w zasadzie bardziej formalność. Informacja o nowym prawie dociera do odbiorców różnymi kanałami.

Prawo, by było stosowane, musi być znane adresatowi. Tymczasem informacje o zmianie prawa bardzo rzadko wybijają się do mainstreamowych mediów. Choć codziennie możemy śledzić liczne wypowiedzi polityków, przekazów kierowanych do masowego odbiorcy poświęconych konkretnym projektowanym zmianom prawa jest jak na lekarstwo. Dotyczy to zwłaszcza prawa cywilnego, bo prawo karne zapewnia krew na pierwszej stronie i dużo lepiej się sprzedaje. Tzw. ustawa o bestiach, która musiała obić się o uszy dobrze poinformowanego obywatela, nawet czysto marketingowo brzmi dużo lepiej niż chociażby wielka nowelizacja Kodeksu karnego. Choć bestii w społeczeństwie jest stosunkowo niewiele, a z postępowaniem karnym w jakimś stopniu zetknąć się może każdy, uwaga mediów skupiła się na bardziej sensacyjnym temacie. Co za tym idzie, przeciętny obywatel wie, który zbrodniarz opuścił ostatnio zakład karny, a nie wie, co będzie mógł zrobić, jeśli ktoś uszkodzi mu rower.

Poza wyjątkowo głośnymi medialnie problemami, relacje z prac legislacyjnych znajdziemy tylko w specjalistycznej prasie i na portalach branżowych. Uchwaleniu prawa zazwyczaj nie towarzyszy dostateczna informacja kierowana do masowego odbiorcy. Oczywiście, informacje o regulacjach natury branżowej mogą być kierowane do tylko przedstawicieli branży, choć ci, zazwyczaj profesjonaliści, i tak sami ich poszukują. Jest jednak wiele spraw, które mogą dotyczyć nas wszystkich. Obywatel często nie jest w przystępny sposób informowany o prawie, którego jest adresatem. Brak wiadomości to brak świadomości, a jak wiadomo nieznajomość prawa szkodzi.

Wychodząc z założenia, że zadaniem współczesnego państwa jest podnoszenie świadomości prawnej wszystkich obywateli i wspieranie procesu tworzenia społeczeństwa obywatelskiego, postulować można, by proces stanowienia prawa poszerzony został o element należytego informowania o prawie. Jak miałoby to wyglądać? Ciekawym przykładem jest kampania informacyjna przygotowana przez UOKiK.

Z końcem 2014 roku weszła w życie nowelizacja ustawy prawo konsumenckie. Zmiany nie były rewolucyjne, ale w istotny sposób zwiększyły zakres uprawnień przede wszystkim klientów sklepów internetowych. Na przykład okres na odstąpienie od umowy zawartej poza lokalem przedsiębiorcy lub na odległość został zwiększony z 10 do 14 dni. Rozszerzony został także zakres obowiązków informacyjnych związanych z produktem czy możliwość działania po stwierdzeniu wady towaru. Ale to nie sama nowelizacja jest w tym przypadku ważna, a sposób, w jakim zmiana została zakomunikowana.

Rozpoczęta 5 stycznia 2015 roku kampania medialna zakładała dotarcie z informacją o zmianie prawa konsumenckiego do jak najszerszego grona konsumentów. Konsumentem jesteśmy w zasadzie my wszyscy, a więc grupa docelowa obejmowała zdecydowaną większość społeczeństwa. Zasadnym było więc przeprowadzenie zakrojonej na szeroką skalę kampanii informacyjnej, która nie tylko uświadomi, że coś tam w prawie się zmieniło, ale także w prosty i zrozumiały sposób wytłumaczy, jak obecnie przedstawiają się prawa i obowiązki konsumenta. Reklamy informujące o nowelizacji można było (a gdzieniegdzie można do dziś) usłyszeć w radiu, zobaczyć w telewizji, krótkie spoty były prezentowane Internecie, środkach komunikacji miejskiej czy bankomatach. W akcję zaangażowano wielu partnerów medialnych – siedemnaście stacji telewizyjnych (w tym te o największej oglądalności – TVP 1, TVP 2, TVN), liczne ogólnopolskie i regionalne stacje radiowe, portale internetowe (m.in. Onet.pl oraz Wirtualna Polska). Spoty prezentowane były na ekranach LCD w autobusach, metrze, marketach i sklepach, a plakaty i ulotki mogliśmy zobaczyć w placówkach Poczty Polskiej. Wszystkie kluczowe informacje o nowych regulacjach zostały w prosty i czytelny sposób przedstawione na specjalnie przygotowanej w tym celu stronie www.prawakonsumenta.uokik.gov.pl

Czy kampania rzeczywiście była skuteczna? Za wcześnie jeszcze na jej podsumowanie (pozostaje mieć nadzieję, że cały proces informacyjny zostanie zbadany, a wnioski na przyszłość wyciągnięte). Niezależnie od przyjętej strategii komunikacyjnej i jej efektów, sam fakt przeprowadzenia kampanii zasługuje na uznanie. Większe prawa konsumenta, o których masowy konsument by nie wiedział, nie zmieniłyby w realny sposób jego pozycji na rynku, nowe prawo nie odniosłoby tym samym zakładanego skutku. Przedsiębiorcy, żerując na niewiedzy klientów, wykorzystywaliby taki stan rzeczy na swoją korzyść. Prawo adresowane do ogółu społeczeństwa, którego prawie nikt by nie znał, mijałoby się z celem.

Kampania UOKiKu nie była pierwszą tego typu inicjatywą, zapewne też nie ostatnią. Coraz więcej instytucji publicznych stawia sobie za cel dotarcie z dobrze sprofilowaną informacją do konkretnego odbiorcy. Nie są to „wymuszone” działania robione dla czystej formalności, ale coraz bardziej profesjonalne akcje marketingowe przygotowywane przez piarówców i speców od komunikacji. Prawo do informacji, coraz ważniejsze we współczesnym świecie, powinno także uwzględniać większą aktywność po stronie prawodawcy.

Zasady ogólne w białoruskim postępowaniu administracyjnym


|

W pewnym zakresie odpowiednikiem polskiej ustawy Kodeks postępowania administracyjnego z dnia 14 czerwca 1960 roku [1] w Republice Białorusi jest ustawa Republiki Białorusi z dnia 28 października 2008 roku o podstawach administracyjnych procedur[2]. Jest to stosunkowo nowy akt prawny, którego celem było uporządkowanie, uproszczenie oraz przyspieszenie wadliwych jak dotąd procedur administracyjnych. Mimo nielicznych nieścisłości i niekonsekwencji, które posiadają niewątpliwie swoje źródło w wysokim stopniu formalizacji i szczegółowości wszelkich postępowań wywodzących się z ustawodawstwa ZSRR i funkcjonujących w państwach powstałych na jego gruzach, stwierdzić należy, że ustawodawca białoruski zrealizował swoje założenia w zakresie reformy.

Akt prawny, którzy tworzy białoruskie postępowanie administracyjne składa się jedynie z 48 artykułów, zredagowanych dość jasnym i przejrzystym językiem. Z całą pewnością kompleksowa ocena tej regulacji prawnej nie jest jeszcze możliwa z racji jej krótkiego obowiązywania i praktyki administracyjnej na niej opartej, ale z punktu widzenia rozważań teoretycznoprawnych taka ocena jest jak najbardziej pożądana. Jednym z takich zagadnień, któremu warto poświecić miejsce jest kwestia zasad ogólnych białoruskiego postępowania administracyjnego.

Zasady ogólne białoruskiego postępowania administracyjnego zostały zawarte w artykule 4 ustawy. Zgodnie z treścią tej normy Podstawowymi zasadami na jakich opiera się białoruskie postępowanie administracyjne są: praworządność, równość podmiotów zainteresowanych wobec prawa, priorytet interesów podmiotów zainteresowanych, jawność postępowania administracyjnego, ekonomia i dostępność postępowania, zasada „jednego okna” oraz współpraca przy postępowaniu administracyjnym różnych organów państwowych. Ustawodawca białoruski, decydując się na wprowadzenie zasad postępowania administracyjnego, podał również ich definicję.

I tak, zasada praworządności rozumiana jest jako działanie właściwych organów administracji w granicach swoich kompetencji i zgodnie z warunkami przewidzianymi w ustawie o podstawach administracyjnych procedur. Wskazana norma stanowi uzupełnienie artykułu 1 Konstytucji Republiki Białorusi z dnia 15 marca 1994 roku [3], który brzmi Republika Białoruś jest jednolitym demokratycznym socjalnym państwem prawa. W związku z tym wszelka działalność organów administracji może odbywać się wyłącznie w granicach i na podstawie prawa. Jest to podstawowa zasada na jakiej powinna opierać się wszelka działalność organów administracji.

Zasada równości podmiotów zainteresowanych wobec prawa definiowana jest jako stan gdy w trakcie postępowania obywatele (osoby fizyczne) są równi wobec prawa bez względu na płeć, rasę, narodowość, język, pochodzenie, stan majątkowy, zajmowane stanowisko, miejsca zamieszkania (miejsca przebywania), stosunek do religii, przekonań, przynależności do politycznych partii i organizacji społecznych, a osoby prawne- niezależnie od prawno-organizacyjnej formy, form własności, zależności i miejsca rejestracji. Ostatnie wskazania są istotne zwłaszcza w kontekście prowadzenia przez podmioty zagraniczne działalności gospodarczej na terytorium Republiki Białorusi. Normy tam zawarte zabraniają dyskryminacji takich podmiotów, biorąc pod uwagę ich zależność od innych podmiotów znajdujących się poza terytorium Republiki Białorusi. Dla jasności całego przepisu wyjaśnić należy jeszcze pojęcie pomioty zainteresowane.

Zgodnie z treścią definicji legalnej, zawartej w ust. 3 art. 1 ustawy, podmiot zainteresowany lub też osoba zainteresowana [4] to obywatel Republiki Białorusi, obywatel innego państwa, osoba bez obywatelstwa, indywidualny przedsiębiorca lub przedsiębiorca będący osobą prawną, osoba prawna Republiki Białorusi oraz inna organizacja, zwracająca się o wszczęcie postępowania administracyjnego. Jak więc widzimy podana wyżej definicja odbiega nieco od definicji strony na gruncie polskiego postępowania administracyjnego, dlatego też właściwsze wydaje się używanie na potrzeby niniejszego tekstu pojęcia podmioty zainteresowane zamiast strona postępowania administracyjnego. Abstrahując bowiem od rozważań nad tym, czy można doszukać się w tej definicji wpływu obiektywnej legitymacji procesowej strony lub subiektywnej legitymacji procesowej strony, zauważyć należy, że definicja z art. 1 ust. 3 przypomina raczej konstrukcyjne definicję osoby interesowanej z polskiego postępowania administracyjnego z 1928 roku, gdyż nie ma w niej mowy ani o interesie prawnym ani obowiązku danego podmiotu, a tylko o możliwości żądania czynności od organu.

Zasada priorytetu interesu podmiotów zainteresowanych definiowana jest jako stan w którym, w przypadku niejasności lub niedokładności danego aktu prawnego, wydawana przez organ administracji decyzja administracyjna powinna uwzględniać, w stopniu jak najwyższym interes podmiotu, który będzie adresatem tej decyzji, a dokładniej, kiedy decyzja inkorporować będzie uprawnienia i obowiązki dla tego podmiotu. Jak więc widzimy jest to niezwykle ważna zasada w kontekście obrotu prawnego, która zwłaszcza na gruncie prawa publicznego chroni podmiot administrowany zarówno przed błędami legislacyjnymi ustawodawcy jak i uznaniowością podmiotu administracji.

Warto w tym miejscu wspomnieć o innej zasadzie, nie wyrażonej wprawdzie wprost w normach komentowanej ustawy, ale biorąc pod uwagę treść zasady priorytetu podmiotów zainteresowanych oraz treść art.6 i 7 ustawy, czyli norm regulujących kwestię przyjmowania i sposób traktowania podmiotów w danym organie oraz kwestię informowania o wszelkich czynnościach postępowania, strukturze, prowadzonych rejestrach oraz harmonogramach pracy danego organu, należy skonstatować, że normy te tworzą zasadę zaufania obywatela do instytucji publicznych. Jest to z całą pewnością novum na gruncie praktyki administracyjnej państw postradzieckich gdzie do tej pory podmiot administrowany pozostawał bezbronny wobec wszechwładzy i uznaniowości organu administracyjnego. Dlatego też warto de lege ferenda zasygnalizować, że w przypadku nowelizacji obecnej ustawy warto wyrazić wprost tę zasadę.

Jawność administracyjnej procedury, definiowana jest jako udzielenie możliwości zainteresowanemu podmiotowi wzglądu w materiał związany z rozpatrzeniem jego wniosku i wzięcia udziału w rozpatrzeniu tego wniosku osobiście lub przez przedstawicieli. Uprawnienie takie daje podmiotowi administrowanemu możliwość kontroli czynności administracyjnych danego organu i tym samym obrony własnych interesów.

Zasada ekonomii procesowej rozumiana jest na gruncie ustawy jako przeprowadzenie postępowania administracyjnego w najkrócej możliwych terminach, przy możliwie najmniejszym obciążeniu podmiotu zainteresowanego obowiązkiem dostarczenia dokumentów oraz świadectw w celu przeprowadzenia postępowania administracyjnego. Konkretyzacją tego założenia są normy z art. 12 ustawy, które regulują kwestię terminów w białoruskim postępowaniu administracyjnym. Zgodnie z ust. 2 art. 12 ustawy, sprawa administracyjna nie może być załatwiana w terminie dłuższym niż 15 dni, chyba, że organ załatwiający tę sprawę musi skonsultować się z innym organem państwowym, co daje wtedy organowi załatwiającemu tę sprawę jeden miesiąc, jeśli inny termin nie jest przewidziany w odrębnych ustawach lub postanowieniach Rady Ministrów Republiki Białorusi.

Zasada jednego okna definiowana jest jako możliwość zwrócenia się do jednego właściwego organu administracji z wszelkimi niezbędnymi do przeprowadzenia danego postępowania dokumentami oraz świadectwami [5]. Jej założeniem jest myśl o koncentracji załatwiania danej sprawy podmiotu zainteresowanego w jednym miejscu.

Zasada współpracy przy realizacji postępowania zdefiniowana została jako współdziałanie właściwych organów z innymi organami państwowymi, organizacjami w celu przeprowadzenia danego postępowania w drodze pytań, wymiany dokumentów, świadectw a także w drodze innych form. Pod pojęciem innych form rozumieć należy udzielanie informacji, wskazać pod warunkiem, że taka forma nie jest sprzeczna z innymi aktami ustawodawstwa Republiki Białorusi. Konkretyzację wskazanej zasady i jej szczegółową realizację znajdujemy w od 21 do 23 ustawy.

Fakt, że zasady ogólne białoruskiego postępowania administracyjnego znalazły się w Rozdziale I ustawy, zatytułowanym Postanowienia ogólne, powoduje to, że zasady te powinny być brane pod uwagę przy wykładni norm ustawy w kontekście przeprowadzania postępowania administracyjnego na każdym jego etapie.

Pewnego rodzaju konkretyzacją zasad ogólnych są uprawnienia podmiotów zainteresowanych w postępowaniu administracyjnym, które uregulowane zostały w art. 10 ustawy. Zgodnie z tą regulacją osobie fizycznej lub osobie prawnej w postępowaniu administracyjnym przysługują następujące uprawnienia:

– zwracać się z podaniami i wnioskami do właściwych organów administracji;

– bezpłatnie otrzymywać od właściwych organów administracji formularzy przewidzianych przez określone przepisy ustawowe;

– brać udział w danym postępowaniu osobiście lub przez swoich przedstawicieli, jeśli inne ustawy nie stanowią inaczej;

– możliwość wzglądu w materiał sprawy, która dotyczy danego podmiotu.

– otrzymywać informacje o swoich uprawnieniach i obowiązkach. Norma taka kreuje zasadę zaufania i współpracy obywatela z organami państwowymi;

– otrzymać odpisy decyzji administracyjnych;

– cofnąć swój wniosek lub odwołanie w dowolnym czasie do momentu wydania danej czynności administracyjnej;

– zaskarżyć przyjętą decyzję administracyjną.

Reasumując powyższy szkic stwierdzić należy, że istnienie i funkcjonowanie zasad ogólnych w białoruskim postępowaniu administracyjnym to istotny postęp w procesie transformacji białoruskiego systemu prawa publicznego, jaki trwa nieprzerwanie od 1991 roku, kiedy to powstała niezależna Republika Białoruska. Musimy mieć bowiem świadomość, że państwa powstałe na gruzach Związku Radzieckiego nie miały tradycji i praktyki w zakresie odrębnego postępowania administracyjnego, jak na przykład Polska, która jako drugie państwo na świecie, po Austrii posiadała swój kodeks postępowania administracyjnego już w okresie międzywojennym. Dlatego też opisane w niniejszym artykule zasady ogólne wyznaczać powinny nowe standardy, które stworzą podstawy sprawnej, efektywnej i działającej zgodnie z zasadami państwa prawnego administrację. Stanowić powinny bazę normatywną, która służyć będzie dalszym reformom i budowie norm kontrolujących administrację publiczną.

 

Przypisy:

[1] Dz. U. Nr. 30, poz. 168

[2] ЗАКОН РЕСПУБЛИКИ БЕЛАРУСЬ от  28 октября 2008 г. Об основах административных процедур, № 433-З. Pełny tekst ustawy: http://www.pravo.by/main.aspx?guid=3871&p0=h10800433&p2={NRPA}, dostęp 28.02.2015 r.

[3] Polski czytelnik zdany jest niestety na niezwykle skąpe materiały dotyczące białoruskiego prawa, czy też systemu politycznego. Dla zainteresowanych czytelników w języku polskim : E. Toczek, Podstawy ustroju konstytucyjnego Białorusi, Warszawa 1995- skromne opracowanie Biura Studiów i Ekspertyz Kancelarii Sejmu; Jacek Zaleśny, System konstytucyjny Białorusi, Warszawa 2011; Włodzimierz Chwalej, Jan Funk, Andrzej Tynel, Podstawy prawa gospodarczego Rosji, Białorusi, Ukrainy, Warszawa 2000

[4] W języku rosyjskim-Заинтересованное лицо

[5] W białoruskiej praktyce administracyjnej wraz z wejściem ustawy zauważalna jest tendencja promowania zasady jednego okienka. Dla przykładu informacja ze stronu Komitetu Wykonawczego Miasta Witebska o istocie, zasadach oraz mechanizmie funkcjonowania „jednego okienka”: http://www.vitebsk.gov.by/ru/princip-ru/, dostęp 1.03.2015 r.

Wszelkie tłumaczenia tekstów aktów prawnych z języka białoruskiego oraz rosyjskiego zostały wykonane samodzielnie przez autora artykułu.

Zrzeszaj się kto może!


|

W Polsce narzeka się wciąż na niski poziom społeczeństwa obywatelskiego. Ludzie nie ufają sobie nawzajem, niechętnie angażują się w inicjatywy społeczne, los lokalnej społeczności jest im w dużej mierze obojętny. Próbą zmiany takiego stanu rzeczy będzie nowelizacja ustawy o stowarzyszeniach. Drugiego dnia obrad 84. posiedzenia Sejmu (14 stycznia) odbyło się pierwsze czytanie prezydenckiego projektu zmian.

W grudniu 2014 roku Bronisław Komorowski podpisał i skierował do Sejmu projekt nowelizacji ustawy – Prawo o stowarzyszeniach. To pierwsze tak poważne zmiany w akcie prawnym, który jest jednym z fundamentów polskiego trzeciego sektora. Dziwić może, że tak ważna dla NGO ustawa przez przeszło 25 lat wolnej Polski opierała się na projekcie przygotowanym przez ekspertów reprezentujących tylko dwa podmioty – Polską Zjednoczoną Partię Robotniczą oraz Radę Główną Konfederacji Episkopatu Polski! Od 1989 roku realia społeczne bardzo się zmieniły, przystąpienie Polski do Unii Europejskiej oznaczało dla trzeciego sektora dostęp do nowych środków i możliwości rozwoju, zmianom uległy cele i sposoby działania stowarzyszeń i fundacji. I tylko przepisy, które regulują wolność zrzeszania się, trwały przez ten czas bez zmian jakby zacementowane.

Potrzeba zmian w tym zakresie była postulowana od dawna. Niektóre normy ustawowe były już nieadekwatne z uchwaloną w 1997 roku Konstytucją, której art. 58 gwarantuje wolność zrzeszania się. Nastąpiła zmiana perspektywy – prawo o stowarzyszeniach powinno regulować prawo człowieka do zrzeszania się, a nie jak zakładano podczas jej uchwalania, jedynie prawo obywatela. Co za tym idzie, warunki zakładania i prowadzenia stowarzyszeń należy możliwie zliberalizować, usunąć niepotrzebne ograniczenia. Dyskusja nad założeniami obecnego projektu rozpoczęła się jeszcze w 2011 roku. Nie do końca zrozumiałe wydają się pojawiające się teraz krytyczne komentarze, z których najostrzejsze przesadnie ostrzegają nawet przed zamachem na wolność zrzeszania się. Było dużo czasu, by zainteresować się proponowanymi zmianami i wcześniej reagować.

Tylko co się w zasadzie zmienia? Wśród najistotniejszych zmian należy wymienić modyfikację zasad powoływania stowarzyszeń rejestrowych. W obecnym stanie prawnym zarejestrowanie stowarzyszenia z osobowością prawną wymaga zebrania co najmniej 15 założycieli. Projektowane zmiany zmniejszą ten limit do 7 osób. To krok w dobrą stronę, podobny wymóg występuje w większości państw zachodnich (np. w Niemczech także jest to 7 osób, z obecnym wymogiem jesteśmy bliżej Grecji – 20 osób). Dotychczasowa praktyka wykazuje, że zebranie 15 osób, w sytuacji konieczności szybkiej reakcji na jakieś zjawisko społeczne, zwłaszcza w mniejszych miejscowościach, nie zawsze jest takie łatwe. Wymóg ten jest tym bardziej problematyczny, że dalsze zaangażowanie założycieli  w prace stowarzyszenia nie jest w praktyce wymagane. Często dochodzi do sytuacji, w których większość twórców nowej organizacji podpisuje się na liście założycielskiej i… na tym kończy realną działalność w ramach stowarzyszenia. Zbyt wysoki limit rodzi konieczność sztucznego zbierania większej ilości osób, tylko po to, by kilka z nich mogło faktycznie podjąć jakąś działalność. Zdarzają się też próby obejścia tego warunku poprzez zakładanie organizacji w formie fundacji, które pomimo takiej formy prawnej de facto działają jak stowarzyszenia.

Obecna ustawa przewiduje także możliwość tworzenia stowarzyszeń zwykłych, które pozbawione są osobowości prawnej. Organizację w tej formie mogą stworzyć już 3 osoby. Z założenia powinna być to podstawowa forma zrzeszania się obywateli. 25 lat praktyki wykazało jednak, że stowarzyszenia zwykłe odgrywają w życiu publicznym znikomą rolę. Fakt pozbawienia tej formy organizacyjnej osobowości prawnej spowodował, że mało kto widzi sensowność takiego rozwiązania. Nowa ustawa przyznaje stowarzyszeniom zwykłym zdolność prawną zgodnie z art. 33¹ par. 1 Kodeksu cywilnego. Dzięki temu stowarzyszenia takie będą mogły pozyskiwać środki na działalność ze składek członkowskich (do tej pory jedynego dostępnego źródła), darowizn, spadków, zapisów, z gospodarowania własnym majątkiem lub z organizacji zbiórek publicznych. Zabronione będzie natomiast prowadzenie własnej działalności gospodarczej czy zrzeszanie osób prawnych.

Kolejna ważna zmiana dotyczy nadzoru nad stowarzyszeniami. Po pierwsze, organ nadzoru zostanie wyłączony z postępowania rejestrowego. Zgodnie z obecnymi przepisami, starosta lub wojewoda ma prawo w terminie 14 dni zgłosić uwagi w sprawie każdego wniosku o rejestrację. Prowadzi to do niepotrzebnego wydłużenia całej procedury, czasem wręcz do celowego blokowania obywatelskiej inicjatywy przez nieprzychylne jej władze. Zgodnie z nową regulacją, wniosek o wpis do KRS ma być rozpatrzony nie później niż w terminie 7 dni. Obok zmniejszenia liczby założycieli, to kolejna liberalizacja procesu tworzenia stowarzyszenia, która idąc śladem ułatwień w zakładaniu np. własnej firmy, ma usunąć zbędne bariery dla aktywnych obywateli. Organ nadzoru zachowuje uprawnienie żądania dostarczenia przez zarząd stowarzyszenia odpisów uchwał walnego zebrania członków oraz żądania złożenia wyjaśnień, ale znowelizowane przepisy nałożą na niego obowiązek uzasadnienia takich kroków. Ma to zapobiec „nękaniu” stowarzyszeń przez nadgorliwe władze.

Projekt nowelizacji przesądza ostatecznie o możliwości zatrudniania przez stowarzyszenia własnych członków, w tym członków władz, jako pracowników. Do tej pory taka możliwość nie była nigdzie wyraźnie zapisana, ale zakazu też nie było. Praktyka ta jest więc dość powszechnie stosowana. Tezy o tym, że wspomniana regulacja to narzędzie cichego zamienienia stowarzyszeń, a więc organizacji o celach społecznych, w maszynki do zarabiania, nie wydaje się więc trafna. Nadmierna komercjalizacja działalności organizacji pozarządowych i praktykowany przez część z nich biznesowy, a nie społeczny model myślenia to inny problem, wymagający oddzielnej analizy. Zaznaczyć przy tym należy, że sam fakt możliwości prowadzenia przez stowarzyszenia działalności gospodarczej i zatrudniania własnych członków jest pozytywnym zjawiskiem – umożliwia efektywne pozyskiwanie środków na cele statutowe i profesjonalizację działalności. Ważne jest tylko, by w tym wszystkim nie zapomnieć o misyjności stowarzyszeń. Już dziś nierzadko występujące wysokie pensje prezesów i członków zarządu, zwłaszcza w zestawieniu z wolontariacką pracą innych, mogą budzić poważne wątpliwości i wywoływać kontrowersje.

Zmianie ulegają też inne przepisy, dotyczące m.in. reprezentacji przed organami władzy publicznej, tworzenia rejonowych jednostek organizacyjnych, uchylania uchwał walnego zgromadzenia czy przekształcania stowarzyszeń w inne formy prawne. Z projektem nowelizacji możemy się zapoznać m.in. pod linkiem: http://www.prezydent.pl/prawo/ustawy/zgloszone/art,26,potrzeba-usuniecia-barier-rozwoju-stowarzyszen.html

Trzeci sektor od dawna czeka na nowelizację ustawy o stowarzyszeniach. Najwyższy więc czas, by unowocześnić i dostosować do obecnych realiów tak ważny akt, który jest jeszcze bezpośrednim rezultatem prac przy Okrągłym Stole. Liberalizacja przepisów i nowe ułatwienia to krok w dobrą stronę. Wadą nowelizacji jest jednak to, że za ułatwieniami związanymi z samym zakładaniem stowarzyszenia nie idą w parze uproszczenia w obszarze samej działalności, wynikające często z innych ustaw np. związane z wymogiem prowadzenia księgowości.

Sama zmiana dokonana w prawie o stowarzyszeniach cudów nie zdziała, stan trzeciego sektora zapewne szybko się nie zmieni. Usprawnieni kwestii związanych z inicjacją działalności może spowodować zwiększenie liczby rejestrowanych podmiotów, ale nie gwarantuje, że nie będą to stowarzyszenia widniejące tylko na papierze. Pozostaje mieć nadzieję, że nowe prawo przyśpieszy proces tworzenia się w Polsce społeczeństwa obywatelskiego i będzie impulsem zachęcającym do wielu nowych inicjatyw. Pamiętajmy jednak, że rozwój rodzimych organizacji pozarządowych, poza zmianą prawa, wymaga przede wszystkim zmiany mentalności i nastawienia samych obywateli.

Prawo sięgnie gwiazd?


|

W 2015 r. Polska prawdopodobnie dołączy do grona państw posiadających własne ustawodawstwo w obszarze sektora kosmicznego. Minister Gospodarki pracuje nad ustawą kompleksowo regulującą zasady wynoszenia na orbitę okołoziemską rodzimych obiektów kosmicznych oraz odpowiedzialnością Skarbu Państwa za szkody powstałe w związku z podbojem kosmosu.

Potrzeba regulacji w obszarze niezwiązanym z codziennymi, przyziemnymi problemami obywateli nie wzięła się z kosmosu. Choć Mierzeja Helska raczej nie przypomina słynnego Przylądka Canaveral, a od lotu Mirosława Hermaszewskiego minęło już sporo czasu, to przez ostatnie dwadzieścia lat Polska wykształciła własny sektor kosmiczny! Tworzy go powołana we wrześniu 2014 r. Polska Agencja Kosmiczna, około 50 jednostek badawczych oraz blisko 60 małych, średnich i dużych przedsiębiorców. Doliczyć do tego można także liczne firmy specjalizujące się w obszarze lotnictwa, technologii informacyjnych i telekomunikacji, które posiadają potencjał wsparcia produktów i usług satelitarnych. Odkąd nasz kraj przystąpił do Europejskiej Agencji Kosmicznej, rodzime podmioty coraz bardziej angażują się w międzynarodowe projekty związane z badaniem pozaziemskiej przestrzeni. Polski ustawodawca, będąc zobowiązany umowami międzynarodowymi, postanowił uregulować najważniejsze kwestie związane dalszym rozwojem polskiej myśli kosmicznej.

Podbój kosmosu zacznie się od załatwienia wszystkich formalności na Ziemi. Każdy polski obiekt kosmiczny będzie musiał zostać wpisany do specjalnie powołanego w tym celu Krajowego Rejestru Obiektów Kosmicznych. Wniosek o wpis będzie więc pierwszym krokiem ku gwiazdom. Następnie, po spełnieniu szeregu warunków i uzyskaniu zgody w formie decyzji administracyjnej, będzie można rozpocząć odliczanie i z dumą wystrzelić taki obiekt w polskie niebo.

Na tym jednak nie kończą się problemy prawne związane z eksploracją wszechświata. Co bowiem zrobić w sytuacji, gdy polski satelita nagle spadnie nam na garaż? Kto będzie odpowiedzialny za taką i podobne sytuacje? Założenia do projektu ustawy prawa kosmicznego przewidują, że nowa regulacja poza ścieżką administracyjną dopuszczenia obiektu do lotu określać też będzie kwestie odpowiedzialności majątkowej Skarbu Państwa za szkody spowodowane ziemską i pozaziemską działalnością podmiotów sektora kosmicznego.

Zgodnie z zobowiązaniami międzynarodowymi, Skarb Państwa odpowiadać będzie finansowo za szkody wyrządzone przez polskie obiekty kosmiczne, niezależnie od tego, czy miały one charakter rządowy lub pozarządowy. Odpowiedzialność podlegać będzie przepisom prawa cywilnego, a wystrzelenie obiektu prywatnego będzie wymagało ubezpieczenia odpowiedzialności cywilnej.  Obowiązek ten będzie wyłączony w przypadku obiektów, które realizują działalność służącą interesowi publicznemu, nauce, badaniom i edukacji. Za takie obiekty wyłączną odpowiedzialność ponosić będzie Skarb Państwa. Założenia dotyczące odpowiedzialności sformułowane są dosyć ogólnikowo, na konkretniejsze zapisy trzeba więc jeszcze poczekać.

Jeśli polski obiekt kosmiczny wyrządzi szkodę, każdorazowo powoływana będzie specjalna komisja ds. zbadania przyczyn i skutków szkody. Projekt założeń nie przesądza jednak o prawnym charakterze rozstrzygnięć podejmowanych przez taką komisję.

Projekt założeń wymaga jeszcze wielu poprawek i uzupełnień, na co wskazują opinie ekspertów Rady Legislacyjnej. Niemniej wyraźnie widać, że polski ustawodawca jest zainteresowany uregulowaniem kwestii związanych z prowadzeniem działalności kosmicznej. Nie bez przyczyny. Stopniowy wzrost liczby prywatnych podmiotów tego sektora rodzi zagrożenie interesów majątkowych państwa. Surowy reżim międzynawowych regulacji związanych ze szkodami wyrządzonymi przez obiekty kosmiczne na pewno zachęca do wprowadzenia obowiązku ubezpieczeniowego podmiotów zainteresowanych tego typu działalnością. A skala, koszty i ryzyko projektów kosmicznych sprawiają, że sumy odszkodowań też mogą być astronomiczne…

Kuchnia polityczna


|

O bliskich związkach władzy i kuchni wiadomo od dawna. Historia dostarcza licznych przykładów potwierdzających tezę, że zaspokajanie głodu i realizacja ambicji politycznych mają ze sobą wiele wspólnego.  I wcale nie chodzi mi tu o opublikowane w zeszłym roku rozmowy decydentów nad ośmiornicą, kawiorem z anchois i carpaccio z mlecznej jagnięciny.

Nikt chyba nie wpadł jednak do tej pory na pomysł, by wykorzystywać instrumenty polityczne, w tym zwłaszcza „twardą” regulację normatywną na poziomie ponadnarodowym, do ochrony przed zagrożeniami, jakimi są wysoka temperatura w kuchni i ryzyko poparzenia.

Czytaj dalej

Straciłeś oszczędności na polisolokacie. Ekspert radzi jak odzyskać pieniądze.


|

Chcąc odzyskać pieniądze, które utraciliśmy w wyniku rezygnacji z polisolokaty warto przed wstąpieniem na długotrwałą i kosztowną drogę sądową spróbować wymusić ugodę z towarzystwem ubezpieczeniowym. Oczywiście wymaga to pewnej determinacji, ale może okazać się to rozwiązaniem bardziej opłacalnym i szybszym niż droga sądowa. Poniżej prezentuję jedynie projektowo punkty zaczepienia w walce z towarzystwem ubezpieczeniowym.

Ostatnimi dniami media trąbią o karach (50,4 mln zł) nałożonych przez UOKIK na cztery spółki za polisolokaty, a dokładniej za wady tego produktu. Jednak w większości newsów temat jest traktowany pobieżnie. Jedynie wspomina się w nich, że to głównie wysokość opłaty likwidacyjnej przy rezygnacji z produktu jest powodem reakcji UOKIK.

Osobiście zainteresowałem się tym problemem parę lat temu i szukając na różnych forach prawniczych wskazówek dotyczących możliwości reklamacji polisolokaty ze względu na wysokość opłaty likwidacyjnej. Często pojawiały się komentarze typu: mogłeś sprawdzić co podpisujesz lub w bardziej ludowej wersji: widziały gały co brały. Po zgłębieniu tematyki doszedłem do odmiennych wniosków.

Pomagając ludziom w pisaniu reklamacji w indywidualnych sprawach zwróciłem uwagę, że poszczególne polisolokaty były skonstruowane w inny sposób, a każda sprawa wymaga analizy. Poniżej podam jednak kilka praktycznych porad, dzięki którym można podważyć działalność towarzystw ubezpieczeniowych stosujących opłaty likwidacyjne, w wyniku których można stracić cały zgromadzony na polisolokacie kapitał. Mam na myśli opłaty likwidacyjne, których schemat wygląda analogicznie jak w niżej przedstawionej tabeli:

1 rok 2 rok 3 rok 4 rok 5 rok 6 rok 7 rok
99% 90% 80% 70% 60% 70% 80%

 

W górnym wierszu są lata, w których może nastąpić ewentualna rezygnacja z polisy, zaś w dolnym wysokość opłaty likwidacyjnej w stosunku do zgromadzonych na polisolokacie środków w przypadku rezygnacji w poszczególnych latach trwania polisolokaty.

Po pierwsze zgodnie z art. 385¹ §1 Kodeksu Cywilnego: „postanowienia umowy zawieranej z konsumentem nieuzgodnione indywidualnie nie wiążą go, jeżeli kształtują jego prawa i obowiązki w sposób sprzeczny z dobrymi obyczajami, rażąco naruszając jego interesy” – są to tak zwane niedozwolone postanowienia umowne. Wątpię, aby z którymś z Państwa była negocjowana tabela prowizji i opłat podczas zawierania polisolokaty, czyli tym samym w świetle Kodeksu Cywilnego postanowienia dotyczące opłat likwidacyjnych, nie skonsultowane z Państwem są nie wiążące.

Po drugie opłaty opierające się na wyżej przedstawionym schemacie (patrz: tabela powyżej) są wpisane do rejestru klauzul niedozwolonych (abuzywnych) prowadzonych przez UOKIK. Rejestr postanowień uznanych za niedozwolone jest prowadzony na podstawie art. 479 z indeksem 45 Kodeksu Postępowania Cywilnego przez Prezesa UOKiK. Zastosowanie przez podmiot w umowie z konsumentem wpisanych do rejestru niedozwolonych postanowień umownych wiąże się z konsekwencjami, przywołam w tym miejscu opinię docenta Uniwersytetu Warszawskiego Cezarego Banasińskiego byłego Prezesa UOKiK: „ W przypadkach zaś, gdy Prezes UOKiK, na podstawie art. 24 ustawy o ochronie konkurencji i konsumentów wszczyna postepowanie w sprawie naruszenia zbiorowych interesów konsumentów przeciwko przedsiębiorcom, którzy stosują we wzorcach umownych już wpisane do rejestru niedozwolone postanowienia umowne, przedsiębiorcom tym grozi kara do 10 % przychodu osiągniętego w roku poprzedzającym rok wydania decyzji, która kończy postępowanie administracyjne w sprawach naruszenia zbiorowych interesów konsumentów. Wynika z tego, że stosowanie we wzorcu umownym postanowień, które już zostały wpisane do rejestru może wiązać się z dalej idącymi sankcjami niż tylko zakaz ich dalszego stosowania. Dodać należy, że dowodzenie Prezesa UOKiK w takich sprawach jest stosunkowo łatwe – musi on bowiem de facto wykazać przede wszystkim tożsamość klauzuli wpisanej do rejestru z tą, która jest przedmiotem orzekania w postepowaniu administracyjnym.

W rejestrze klauzul abuzywnych prowadzonym przez UOKiK znajdują się postanowienia dotyczące opłat likwidacyjnych, które zostały uznane za niedozwolone:

Numer 2161 klauzula wpisana do rejestru dnia 4 lutego 2011 r., po wydaniu wyroku przez Sąd Apelacyjny w Warszawie-VI Wydział Cywilny, dnia 14 maja 2010 r., o Sygn. Akt VI ACa 1175/09, w sprawie z powództwa Jarosława Kniecia przeciwko  Uniqa Towarzystwo Ubezpieczeń na Życie spółka akcyjna w Łodzi. Sąd w uzasadnieniu podniósł, iż zapis typu „rezygnacja przez ubezpieczonego z dalszego wnoszenia składek ubezpieczeniowych będzie skutkować utratą wszystkich środków” narusza dobre obyczaje, gdyż sankcjonuje „przejęcie przez ubezpieczyciela całości wykupionych środków w całkowitym oderwaniu od skali poniesionych przez ten podmiot wydatków„. Postanowienie wzorca umowy uznane za niedozwolone: „Opłata likwidacyjna (koszt wykupu środków zgromadzonych na ORJU składek regularnych) – przy dokonaniu całkowitego lub częściowego wykupu certyfikatu ubezpieczeniowego – 100% jeżeli składki regularne były łącznie opłacane krócej niż 1 rok”.

Numer 3834 klauzula wpisana do rejestru dnia 16 października 2012 r., po wydaniu wyroku przez Sąd Okręgowy w Warszawie – Sąd Ochrony Konkurencji i Konsumentów, dnia 7 październik 2011 r., o Sygn. Akt XVII AmC 1704/09, w sprawie z powództwa Ewa Domagała, Dagmara Domagała, Anna Jadecka przeciwko AEGON Towarzystwo Ubezpieczeń na Życie Spółka Akcyjna w Warszawie. Postanowienie wzorca umowy uznane za niedozwolone: „Opłata likwidacyjna pobierana jest w wysokości wskazanej w tabeli poniższej ( analogiczna do tabeli znajdującej się powyżej w tekście): „Rok Polisowy, w którym jest pobierana opłata likwidacyjna od środków wypłacanych z Subkonta Składek Regularnych” „Wysokość opłaty likwidacyjnej stanowiąca procent środków wypłacanych z Subkonta Składek Regularnych”

Ponadto należy wskazać, iż zgodnie ze stanowiskiem Sądu Okręgowego w Warszawie – Sądu Ochrony Konkurencji i Konsumentów wyrażonym w wyroku z 25 maja 2005r., XVII Ama 46/04, dla uznania, że określona klauzula jest niedozwolonym postanowieniem umownym wpisanym do rejestru klauzul niedozwolonych, wystarczy stwierdzenie, iż mieście się ona w hipotezie klauzuli wpisanej do rejestru i nie jest konieczna literalna zgodność porównywalnych klauzul. Czynnikiem przesądzającym o podobieństwie dwóch klauzul powinien być zatem zamiar, cel, jakiemu mu służyć kwestionowane postanowienia. Jeśli cel utworzenia spornej klauzuli odpowiada celowi sformułowania klauzuli uznanej za niedozwoloną oba postanowienia można uznać za tożsame. Trafność wyżej opisanego stanowiska potwierdził również Sąd Najwyższy w uchwale z 13 lipca 2006r., III SZP 3/06.

Podsumowując swój wywód przytoczę także opinię Rzecznika Praw Ubezpieczonych dotyczącą opłat likwidacyjnych: „Wysokie opłaty likwidacyjne naruszają zasadę równości stron w umowie ubezpieczenia w aspekcie sposobu rozłożenia ciężaru kosztów związanych z wcześniejszym rozwiązaniem umowy na obie strony umowy(…)”.

Mam nadzieję, że powyższe wskazówki pomogą komuś w odzyskaniu pieniędzy. Życzę wszystkim poszkodowanym przez polisolokaty wytrwałości i ostatecznego sukcesu w walce o swoją własność.

 

Władza w terenie i samorząd terytorialny Republiki Uzbekistanu


|

Z racji położenia geograficznego, potencjału demograficznego oraz surowcowego Republika Uzbekistanu odgrywa wiodącą rolę w Azji Centralnej. W przypadku tego państwa szybki rozwój gospodarczy powoduje ogromny wzrost zapotrzebowania w zakresie nowych technologii (również wojskowych), IT, transferu wiedzy praktycznie z każdej dziedziny oraz produktów z różnych branż przemysłu lekkiego oraz spożywczego. Z tych właśnie względów państwa takie jak Federacja Rosyjska, Kazachstan, Chiny, Indie, a także szybko rozwijające się państwa Azji Południowo-Wschodniej postrzegają Uzbekistan jako ważnego partnera i zaczynają tworzyć podstawy szerokiej współpracy handlowej i gospodarczej.  Czytaj dalej