Archiwa autora: Paweł Kaźmierczyk

Paweł Kaźmierczyk

O Paweł Kaźmierczyk

Prawnik, PR-owiec. Współpracownik Laboratorium Prawa i Gospodarki.

Paragrafy na afiszach


|

Choć żyjemy w wieku informacji, stan wiedzy prawnej przeciętnego obywatela wciąż opiera się bardziej na intuicji i przypuszczeniach, a na nie znajomości konkretnych, choćby podstawowych norm. Bardzo pozytywnym zaskoczeniem jest więc kampania informacyjna przygotowana przez UOKIK dotycząca zmian w prawie konsumenckim.

Podstawowym zadaniem prawodawcy, jak już sama nazwa wskazuje, jest tworzenie prawa. Proces legislacyjny, często długi i złożony, kończy się nieodzownie promulgacją, czyli ogłoszeniem prawa, podaniem informacji o zmianach do publicznej wiadomości. Ogłoszenie aktu prawnego jest niezbędnym warunkiem jego wejścia w życie. Prawo, o którym jego adresat nie może wiedzieć, nie ma przecież sensu i racji bytu. Z prawnego punktu widzenia, aby uznać akt prawny za należycie ogłoszony, wystarczy jego publikacja w jednym z organów promulgacyjnych, którymi są m.in. dwa podstawowe dzienniki urzędowe – Dziennik Ustaw i Dziennik Urzędowy RP Monitor Polski.  Ta tradycyjna zasada wywodzi się z czasów, gdy słowo drukowane było jedynym skutecznym na większą skalę medium. Dziś, gdy era Gutenberga powoli ma się ku końcowi, taki sposób promulgacji to w zasadzie bardziej formalność. Informacja o nowym prawie dociera do odbiorców różnymi kanałami.

Prawo, by było stosowane, musi być znane adresatowi. Tymczasem informacje o zmianie prawa bardzo rzadko wybijają się do mainstreamowych mediów. Choć codziennie możemy śledzić liczne wypowiedzi polityków, przekazów kierowanych do masowego odbiorcy poświęconych konkretnym projektowanym zmianom prawa jest jak na lekarstwo. Dotyczy to zwłaszcza prawa cywilnego, bo prawo karne zapewnia krew na pierwszej stronie i dużo lepiej się sprzedaje. Tzw. ustawa o bestiach, która musiała obić się o uszy dobrze poinformowanego obywatela, nawet czysto marketingowo brzmi dużo lepiej niż chociażby wielka nowelizacja Kodeksu karnego. Choć bestii w społeczeństwie jest stosunkowo niewiele, a z postępowaniem karnym w jakimś stopniu zetknąć się może każdy, uwaga mediów skupiła się na bardziej sensacyjnym temacie. Co za tym idzie, przeciętny obywatel wie, który zbrodniarz opuścił ostatnio zakład karny, a nie wie, co będzie mógł zrobić, jeśli ktoś uszkodzi mu rower.

Poza wyjątkowo głośnymi medialnie problemami, relacje z prac legislacyjnych znajdziemy tylko w specjalistycznej prasie i na portalach branżowych. Uchwaleniu prawa zazwyczaj nie towarzyszy dostateczna informacja kierowana do masowego odbiorcy. Oczywiście, informacje o regulacjach natury branżowej mogą być kierowane do tylko przedstawicieli branży, choć ci, zazwyczaj profesjonaliści, i tak sami ich poszukują. Jest jednak wiele spraw, które mogą dotyczyć nas wszystkich. Obywatel często nie jest w przystępny sposób informowany o prawie, którego jest adresatem. Brak wiadomości to brak świadomości, a jak wiadomo nieznajomość prawa szkodzi.

Wychodząc z założenia, że zadaniem współczesnego państwa jest podnoszenie świadomości prawnej wszystkich obywateli i wspieranie procesu tworzenia społeczeństwa obywatelskiego, postulować można, by proces stanowienia prawa poszerzony został o element należytego informowania o prawie. Jak miałoby to wyglądać? Ciekawym przykładem jest kampania informacyjna przygotowana przez UOKiK.

Z końcem 2014 roku weszła w życie nowelizacja ustawy prawo konsumenckie. Zmiany nie były rewolucyjne, ale w istotny sposób zwiększyły zakres uprawnień przede wszystkim klientów sklepów internetowych. Na przykład okres na odstąpienie od umowy zawartej poza lokalem przedsiębiorcy lub na odległość został zwiększony z 10 do 14 dni. Rozszerzony został także zakres obowiązków informacyjnych związanych z produktem czy możliwość działania po stwierdzeniu wady towaru. Ale to nie sama nowelizacja jest w tym przypadku ważna, a sposób, w jakim zmiana została zakomunikowana.

Rozpoczęta 5 stycznia 2015 roku kampania medialna zakładała dotarcie z informacją o zmianie prawa konsumenckiego do jak najszerszego grona konsumentów. Konsumentem jesteśmy w zasadzie my wszyscy, a więc grupa docelowa obejmowała zdecydowaną większość społeczeństwa. Zasadnym było więc przeprowadzenie zakrojonej na szeroką skalę kampanii informacyjnej, która nie tylko uświadomi, że coś tam w prawie się zmieniło, ale także w prosty i zrozumiały sposób wytłumaczy, jak obecnie przedstawiają się prawa i obowiązki konsumenta. Reklamy informujące o nowelizacji można było (a gdzieniegdzie można do dziś) usłyszeć w radiu, zobaczyć w telewizji, krótkie spoty były prezentowane Internecie, środkach komunikacji miejskiej czy bankomatach. W akcję zaangażowano wielu partnerów medialnych – siedemnaście stacji telewizyjnych (w tym te o największej oglądalności – TVP 1, TVP 2, TVN), liczne ogólnopolskie i regionalne stacje radiowe, portale internetowe (m.in. Onet.pl oraz Wirtualna Polska). Spoty prezentowane były na ekranach LCD w autobusach, metrze, marketach i sklepach, a plakaty i ulotki mogliśmy zobaczyć w placówkach Poczty Polskiej. Wszystkie kluczowe informacje o nowych regulacjach zostały w prosty i czytelny sposób przedstawione na specjalnie przygotowanej w tym celu stronie www.prawakonsumenta.uokik.gov.pl

Czy kampania rzeczywiście była skuteczna? Za wcześnie jeszcze na jej podsumowanie (pozostaje mieć nadzieję, że cały proces informacyjny zostanie zbadany, a wnioski na przyszłość wyciągnięte). Niezależnie od przyjętej strategii komunikacyjnej i jej efektów, sam fakt przeprowadzenia kampanii zasługuje na uznanie. Większe prawa konsumenta, o których masowy konsument by nie wiedział, nie zmieniłyby w realny sposób jego pozycji na rynku, nowe prawo nie odniosłoby tym samym zakładanego skutku. Przedsiębiorcy, żerując na niewiedzy klientów, wykorzystywaliby taki stan rzeczy na swoją korzyść. Prawo adresowane do ogółu społeczeństwa, którego prawie nikt by nie znał, mijałoby się z celem.

Kampania UOKiKu nie była pierwszą tego typu inicjatywą, zapewne też nie ostatnią. Coraz więcej instytucji publicznych stawia sobie za cel dotarcie z dobrze sprofilowaną informacją do konkretnego odbiorcy. Nie są to „wymuszone” działania robione dla czystej formalności, ale coraz bardziej profesjonalne akcje marketingowe przygotowywane przez piarówców i speców od komunikacji. Prawo do informacji, coraz ważniejsze we współczesnym świecie, powinno także uwzględniać większą aktywność po stronie prawodawcy.

Zrzeszaj się kto może!


|

W Polsce narzeka się wciąż na niski poziom społeczeństwa obywatelskiego. Ludzie nie ufają sobie nawzajem, niechętnie angażują się w inicjatywy społeczne, los lokalnej społeczności jest im w dużej mierze obojętny. Próbą zmiany takiego stanu rzeczy będzie nowelizacja ustawy o stowarzyszeniach. Drugiego dnia obrad 84. posiedzenia Sejmu (14 stycznia) odbyło się pierwsze czytanie prezydenckiego projektu zmian.

W grudniu 2014 roku Bronisław Komorowski podpisał i skierował do Sejmu projekt nowelizacji ustawy – Prawo o stowarzyszeniach. To pierwsze tak poważne zmiany w akcie prawnym, który jest jednym z fundamentów polskiego trzeciego sektora. Dziwić może, że tak ważna dla NGO ustawa przez przeszło 25 lat wolnej Polski opierała się na projekcie przygotowanym przez ekspertów reprezentujących tylko dwa podmioty – Polską Zjednoczoną Partię Robotniczą oraz Radę Główną Konfederacji Episkopatu Polski! Od 1989 roku realia społeczne bardzo się zmieniły, przystąpienie Polski do Unii Europejskiej oznaczało dla trzeciego sektora dostęp do nowych środków i możliwości rozwoju, zmianom uległy cele i sposoby działania stowarzyszeń i fundacji. I tylko przepisy, które regulują wolność zrzeszania się, trwały przez ten czas bez zmian jakby zacementowane.

Potrzeba zmian w tym zakresie była postulowana od dawna. Niektóre normy ustawowe były już nieadekwatne z uchwaloną w 1997 roku Konstytucją, której art. 58 gwarantuje wolność zrzeszania się. Nastąpiła zmiana perspektywy – prawo o stowarzyszeniach powinno regulować prawo człowieka do zrzeszania się, a nie jak zakładano podczas jej uchwalania, jedynie prawo obywatela. Co za tym idzie, warunki zakładania i prowadzenia stowarzyszeń należy możliwie zliberalizować, usunąć niepotrzebne ograniczenia. Dyskusja nad założeniami obecnego projektu rozpoczęła się jeszcze w 2011 roku. Nie do końca zrozumiałe wydają się pojawiające się teraz krytyczne komentarze, z których najostrzejsze przesadnie ostrzegają nawet przed zamachem na wolność zrzeszania się. Było dużo czasu, by zainteresować się proponowanymi zmianami i wcześniej reagować.

Tylko co się w zasadzie zmienia? Wśród najistotniejszych zmian należy wymienić modyfikację zasad powoływania stowarzyszeń rejestrowych. W obecnym stanie prawnym zarejestrowanie stowarzyszenia z osobowością prawną wymaga zebrania co najmniej 15 założycieli. Projektowane zmiany zmniejszą ten limit do 7 osób. To krok w dobrą stronę, podobny wymóg występuje w większości państw zachodnich (np. w Niemczech także jest to 7 osób, z obecnym wymogiem jesteśmy bliżej Grecji – 20 osób). Dotychczasowa praktyka wykazuje, że zebranie 15 osób, w sytuacji konieczności szybkiej reakcji na jakieś zjawisko społeczne, zwłaszcza w mniejszych miejscowościach, nie zawsze jest takie łatwe. Wymóg ten jest tym bardziej problematyczny, że dalsze zaangażowanie założycieli  w prace stowarzyszenia nie jest w praktyce wymagane. Często dochodzi do sytuacji, w których większość twórców nowej organizacji podpisuje się na liście założycielskiej i… na tym kończy realną działalność w ramach stowarzyszenia. Zbyt wysoki limit rodzi konieczność sztucznego zbierania większej ilości osób, tylko po to, by kilka z nich mogło faktycznie podjąć jakąś działalność. Zdarzają się też próby obejścia tego warunku poprzez zakładanie organizacji w formie fundacji, które pomimo takiej formy prawnej de facto działają jak stowarzyszenia.

Obecna ustawa przewiduje także możliwość tworzenia stowarzyszeń zwykłych, które pozbawione są osobowości prawnej. Organizację w tej formie mogą stworzyć już 3 osoby. Z założenia powinna być to podstawowa forma zrzeszania się obywateli. 25 lat praktyki wykazało jednak, że stowarzyszenia zwykłe odgrywają w życiu publicznym znikomą rolę. Fakt pozbawienia tej formy organizacyjnej osobowości prawnej spowodował, że mało kto widzi sensowność takiego rozwiązania. Nowa ustawa przyznaje stowarzyszeniom zwykłym zdolność prawną zgodnie z art. 33¹ par. 1 Kodeksu cywilnego. Dzięki temu stowarzyszenia takie będą mogły pozyskiwać środki na działalność ze składek członkowskich (do tej pory jedynego dostępnego źródła), darowizn, spadków, zapisów, z gospodarowania własnym majątkiem lub z organizacji zbiórek publicznych. Zabronione będzie natomiast prowadzenie własnej działalności gospodarczej czy zrzeszanie osób prawnych.

Kolejna ważna zmiana dotyczy nadzoru nad stowarzyszeniami. Po pierwsze, organ nadzoru zostanie wyłączony z postępowania rejestrowego. Zgodnie z obecnymi przepisami, starosta lub wojewoda ma prawo w terminie 14 dni zgłosić uwagi w sprawie każdego wniosku o rejestrację. Prowadzi to do niepotrzebnego wydłużenia całej procedury, czasem wręcz do celowego blokowania obywatelskiej inicjatywy przez nieprzychylne jej władze. Zgodnie z nową regulacją, wniosek o wpis do KRS ma być rozpatrzony nie później niż w terminie 7 dni. Obok zmniejszenia liczby założycieli, to kolejna liberalizacja procesu tworzenia stowarzyszenia, która idąc śladem ułatwień w zakładaniu np. własnej firmy, ma usunąć zbędne bariery dla aktywnych obywateli. Organ nadzoru zachowuje uprawnienie żądania dostarczenia przez zarząd stowarzyszenia odpisów uchwał walnego zebrania członków oraz żądania złożenia wyjaśnień, ale znowelizowane przepisy nałożą na niego obowiązek uzasadnienia takich kroków. Ma to zapobiec „nękaniu” stowarzyszeń przez nadgorliwe władze.

Projekt nowelizacji przesądza ostatecznie o możliwości zatrudniania przez stowarzyszenia własnych członków, w tym członków władz, jako pracowników. Do tej pory taka możliwość nie była nigdzie wyraźnie zapisana, ale zakazu też nie było. Praktyka ta jest więc dość powszechnie stosowana. Tezy o tym, że wspomniana regulacja to narzędzie cichego zamienienia stowarzyszeń, a więc organizacji o celach społecznych, w maszynki do zarabiania, nie wydaje się więc trafna. Nadmierna komercjalizacja działalności organizacji pozarządowych i praktykowany przez część z nich biznesowy, a nie społeczny model myślenia to inny problem, wymagający oddzielnej analizy. Zaznaczyć przy tym należy, że sam fakt możliwości prowadzenia przez stowarzyszenia działalności gospodarczej i zatrudniania własnych członków jest pozytywnym zjawiskiem – umożliwia efektywne pozyskiwanie środków na cele statutowe i profesjonalizację działalności. Ważne jest tylko, by w tym wszystkim nie zapomnieć o misyjności stowarzyszeń. Już dziś nierzadko występujące wysokie pensje prezesów i członków zarządu, zwłaszcza w zestawieniu z wolontariacką pracą innych, mogą budzić poważne wątpliwości i wywoływać kontrowersje.

Zmianie ulegają też inne przepisy, dotyczące m.in. reprezentacji przed organami władzy publicznej, tworzenia rejonowych jednostek organizacyjnych, uchylania uchwał walnego zgromadzenia czy przekształcania stowarzyszeń w inne formy prawne. Z projektem nowelizacji możemy się zapoznać m.in. pod linkiem: http://www.prezydent.pl/prawo/ustawy/zgloszone/art,26,potrzeba-usuniecia-barier-rozwoju-stowarzyszen.html

Trzeci sektor od dawna czeka na nowelizację ustawy o stowarzyszeniach. Najwyższy więc czas, by unowocześnić i dostosować do obecnych realiów tak ważny akt, który jest jeszcze bezpośrednim rezultatem prac przy Okrągłym Stole. Liberalizacja przepisów i nowe ułatwienia to krok w dobrą stronę. Wadą nowelizacji jest jednak to, że za ułatwieniami związanymi z samym zakładaniem stowarzyszenia nie idą w parze uproszczenia w obszarze samej działalności, wynikające często z innych ustaw np. związane z wymogiem prowadzenia księgowości.

Sama zmiana dokonana w prawie o stowarzyszeniach cudów nie zdziała, stan trzeciego sektora zapewne szybko się nie zmieni. Usprawnieni kwestii związanych z inicjacją działalności może spowodować zwiększenie liczby rejestrowanych podmiotów, ale nie gwarantuje, że nie będą to stowarzyszenia widniejące tylko na papierze. Pozostaje mieć nadzieję, że nowe prawo przyśpieszy proces tworzenia się w Polsce społeczeństwa obywatelskiego i będzie impulsem zachęcającym do wielu nowych inicjatyw. Pamiętajmy jednak, że rozwój rodzimych organizacji pozarządowych, poza zmianą prawa, wymaga przede wszystkim zmiany mentalności i nastawienia samych obywateli.

Prawo sięgnie gwiazd?


|

W 2015 r. Polska prawdopodobnie dołączy do grona państw posiadających własne ustawodawstwo w obszarze sektora kosmicznego. Minister Gospodarki pracuje nad ustawą kompleksowo regulującą zasady wynoszenia na orbitę okołoziemską rodzimych obiektów kosmicznych oraz odpowiedzialnością Skarbu Państwa za szkody powstałe w związku z podbojem kosmosu.

Potrzeba regulacji w obszarze niezwiązanym z codziennymi, przyziemnymi problemami obywateli nie wzięła się z kosmosu. Choć Mierzeja Helska raczej nie przypomina słynnego Przylądka Canaveral, a od lotu Mirosława Hermaszewskiego minęło już sporo czasu, to przez ostatnie dwadzieścia lat Polska wykształciła własny sektor kosmiczny! Tworzy go powołana we wrześniu 2014 r. Polska Agencja Kosmiczna, około 50 jednostek badawczych oraz blisko 60 małych, średnich i dużych przedsiębiorców. Doliczyć do tego można także liczne firmy specjalizujące się w obszarze lotnictwa, technologii informacyjnych i telekomunikacji, które posiadają potencjał wsparcia produktów i usług satelitarnych. Odkąd nasz kraj przystąpił do Europejskiej Agencji Kosmicznej, rodzime podmioty coraz bardziej angażują się w międzynarodowe projekty związane z badaniem pozaziemskiej przestrzeni. Polski ustawodawca, będąc zobowiązany umowami międzynarodowymi, postanowił uregulować najważniejsze kwestie związane dalszym rozwojem polskiej myśli kosmicznej.

Podbój kosmosu zacznie się od załatwienia wszystkich formalności na Ziemi. Każdy polski obiekt kosmiczny będzie musiał zostać wpisany do specjalnie powołanego w tym celu Krajowego Rejestru Obiektów Kosmicznych. Wniosek o wpis będzie więc pierwszym krokiem ku gwiazdom. Następnie, po spełnieniu szeregu warunków i uzyskaniu zgody w formie decyzji administracyjnej, będzie można rozpocząć odliczanie i z dumą wystrzelić taki obiekt w polskie niebo.

Na tym jednak nie kończą się problemy prawne związane z eksploracją wszechświata. Co bowiem zrobić w sytuacji, gdy polski satelita nagle spadnie nam na garaż? Kto będzie odpowiedzialny za taką i podobne sytuacje? Założenia do projektu ustawy prawa kosmicznego przewidują, że nowa regulacja poza ścieżką administracyjną dopuszczenia obiektu do lotu określać też będzie kwestie odpowiedzialności majątkowej Skarbu Państwa za szkody spowodowane ziemską i pozaziemską działalnością podmiotów sektora kosmicznego.

Zgodnie z zobowiązaniami międzynarodowymi, Skarb Państwa odpowiadać będzie finansowo za szkody wyrządzone przez polskie obiekty kosmiczne, niezależnie od tego, czy miały one charakter rządowy lub pozarządowy. Odpowiedzialność podlegać będzie przepisom prawa cywilnego, a wystrzelenie obiektu prywatnego będzie wymagało ubezpieczenia odpowiedzialności cywilnej.  Obowiązek ten będzie wyłączony w przypadku obiektów, które realizują działalność służącą interesowi publicznemu, nauce, badaniom i edukacji. Za takie obiekty wyłączną odpowiedzialność ponosić będzie Skarb Państwa. Założenia dotyczące odpowiedzialności sformułowane są dosyć ogólnikowo, na konkretniejsze zapisy trzeba więc jeszcze poczekać.

Jeśli polski obiekt kosmiczny wyrządzi szkodę, każdorazowo powoływana będzie specjalna komisja ds. zbadania przyczyn i skutków szkody. Projekt założeń nie przesądza jednak o prawnym charakterze rozstrzygnięć podejmowanych przez taką komisję.

Projekt założeń wymaga jeszcze wielu poprawek i uzupełnień, na co wskazują opinie ekspertów Rady Legislacyjnej. Niemniej wyraźnie widać, że polski ustawodawca jest zainteresowany uregulowaniem kwestii związanych z prowadzeniem działalności kosmicznej. Nie bez przyczyny. Stopniowy wzrost liczby prywatnych podmiotów tego sektora rodzi zagrożenie interesów majątkowych państwa. Surowy reżim międzynawowych regulacji związanych ze szkodami wyrządzonymi przez obiekty kosmiczne na pewno zachęca do wprowadzenia obowiązku ubezpieczeniowego podmiotów zainteresowanych tego typu działalnością. A skala, koszty i ryzyko projektów kosmicznych sprawiają, że sumy odszkodowań też mogą być astronomiczne…

Obiecać można wszystko


|

16 listopada odbyły się kolejne wybory samorządowe. Z przestrzeni publicznej powoli znikają plakaty z uśmiechniętymi twarzami przyszłych wójtów, burmistrzów, prezydentów
i radnych. Kandydatów były tysiące, a każdy z nich składał dziesiątki obietnic. Ile teraz są warte te wszystkie przedwyborcze deklaracje? Czytaj dalej

Cena nie gra już głównej roli


|

19 października 2014 r. weszła w życie kolejna (już ponad czterdziesta!) nowelizacja prawa zamówień publicznych. Polski ustawodawca, starając się nadążyć za ciągle nam uciekającymi unijnymi standardami, znów wprowadził szereg istotnych zmian do ustawy z dnia 29 stycznia 2004 r. Prawo zamówień publicznych. Prześledźmy zatem, co uległo zmianie w przepisach, od których zależy wydatkowanie około 150 mld zł rocznie. Czytaj dalej